Tak naprawdę patrzyłem na coś zupełnie innego, na wędkarzy, którzy gdzieś tam poniżej, na wysuszonym kawałku rafy wędkowali, wpatrzeni w wodę.

Zatrzymałem się i obserwowałem ich poczynania. Usiadłem na murku, ściągnąłem plecak, fotografowałem. Zarzucali, ciągnęli, wyciągali i znów, i kolejny raz. Czasem coś małego wpadało do plastikowego wiaderka. Czasem nic. Jak wy życiu. Z tej odległości nie nie widziałem za wiele.

Tymczasem, w jednym z nielicznych miejsc, gdzie można wspiąć się na mur falochronu z plaży próbowała wydostać się para. Z nadpitą butelką rumu, kwiatkiem w ręce. On wyszedł szybko, kilka ruchów i stał na górze. Ona wspinała się mozolnie. Młody chłopak nie czekał. Odłożył butelkę i kwiatek, odebrał od niej torebkę, pomagał jak potrafił. Wędkarze też zauważyli scenę, przypatrywali się parze.

Młodzi byli zupełnie naturalni, nie zwracali uwagi na przyglądających się, patrzyli tylko na siebie, śmiali się. Gdy w końcu oboje stanęli na murze – wpadli sobie w ramiona, ich usta szybko znalazły wspólny mianownik, pocałunek trwał długo. Wędkarze zaczęli coś dokazywać, śmiejąc się do zakochanych. Ci odpowiedzieli, również ze śmiechem. Sfotografowałem całą scenę zupełnie machinalnie, nie zastanawiając się nad tym czy powinienem. Później, gdy przeglądałem zdjęcia w komputerze uśmiechnąłem się do siebie. Brakłoby mi słów, by wytłumaczyć jak magicznym miejscem jest Malecon. A tak? Mam te zdjęcia.

 

Strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.