Ta historia , zdjęcia i ci ludzie są mi szczególnie bliscy. Poznajcie ich.
Przez wiele lat miotałem się w swoim własnym świecie, targały mną dylematy, szukałem odpowiedzi na dość banalne, ale – z perspektywy czasu- ultra ważne pytanie: jak żyć. No więc jak żyć? Czy da się na to odpowiedzieć krótko? Czy to nie jest czasem pytanie, które spędza sen z oczu psychologom? Ci boją się, że przyjdzie do nich taki ktoś z pytaniem, na które nie ma prostej odpowiedzi? Nie jestem psychologiem, ale znam odpowiedź. I jest banalna: żyć w zgodzie ze sobą, to jest klucz do szczęścia. Proste, prawda? Znajdziecie tę odpowiedź w każdej książce “o życiu” i z “patentem na szczęście”. O wiele trudniej znaleźć odpowiedź na pytanie: czym jest owa “zgoda ze sobą”? Albo inaczej: co powinniśmy zrobić, by znaleźć równowagę z samym sobą. I czy w ogóle udaje się ją znaleźć?
Co więc znaczy życie w zgodzie z samym sobą? Czy aby być szczęśliwym trzeba mieć rodzinę, dwójkę dzieci i dom? Albo zostać wiecznym singlem i spędzać weekendy na zakrapianych imprezkach? A może szczęście jest wówczas gdy stać nas na wszystko co przyjdzie nam do głowy? Gdy możemy kupić wszystko, albo chociaż prawie wszystko? Lub wręcz przeciwnie – czy osoby pozbawione tych dóbr doczesnych, o które większość codziennie kruszy kopie są szczęśliwsze? Gdy z oczu snu nie spędza im myślenie o opłatach, podatkach, kosztach… Samotni żeglarze na oceanie świata, nie parający się żądnym zajęciem, a jedynie chłonący Świat takim jaki jest, tu i teraz? Wolni, swobodni, niebieskie ptaki?
Nim powiem Wam co ja sam o tym myślę, zdradzę Wam pewien sekret. Bardzo często spotykam się z ludźmi, którzy mówią mi “jak żyć”. Piszą, tłumaczą, opowiadają, podają gotowe przykłady, najczęściej własne: wskazują samych siebie jako “wzór metra” na idealne, spełnione szczęśliwe życie. Mówią co jeść, gdzie pracować (albo gdzie nie pracować), co kupować, jakim samochodem jeździć (albo rowerem) i gdzie spędzają wakacje (albo i zimę). Nawet książki o tym wydają. Pokazują świat własnych wartości i każą go przyjąć jak Świętego Graala. Prawdę objawioną. Cóż, to oszuści, hochsztaplerzy. Bo są tak bardzo zapatrzeni w siebie, albo tak słabi w lansowanym przekonaniu, że nie chcą dopuścić do siebie pewnej prostej prawdy. A ta brzmi: nie ma jednego, gotowego patentu na życie i szczęście. Nie ma prostego rozwiązania w stylu: rzuć wszystko i zostań fotografem w podróży, a będziesz szczęśliwy. Nie ma prawdy, która mówi: przestań piąć się w korporacji po drabince kariery, gromadzić dobra a będziesz szczęśliwy. Bo znam takich, którym rozwój kariery daje prawdziwe szczęście. I wierzę im.
Czasami zastanawiam się nad tym: co jest kluczem do Prawdziwego Szczęścia. Kasa? Dobra praca? Przyjaciele? Zdrowie?…
Posted by Piotr Trybalski Photography on 17 grudnia 2014
Prawda jest inna i brzmi: rób wszystko to, co sprawia, że gdy rano wstajesz i patrzysz w lustro uśmiechasz się do siebie. Rób to, co daje ci prawdziwe szczęście, takie, które nie jest na pokaz, dla popisu, dla szpanu, do zaimponowania innym. Zasiadaj w zarządach korporacji, zostań kloszardem, zostań aktorem porno albo księdzem. Pisz książki albo wymyślaj historie do Superaka. Załóż rodzinę i miej piątkę dzieci, albo żyj sam lub z koleżanką, a może z kolegą. I nie ważne co to będzie, bo nie ma to najmniejszego znaczenia. Ważne byś robiąc to czuł się spełniony, byś żył w zgodzie ze sobą. Dlatego nie narzekaj na to, że musisz siedzieć za biurkiem 10h i wypełniać tabelki excela. Nie narzekaj, że nie masz kasy i nie stać cię na podróże. Nie narzekaj, że urodziło ci się dziecko i teraz to już nic nie możesz. Bo wszystko jest w Twoich rękach, a decyzje, które podejmujesz nie są ani dobre ani złe. Są Twoje. Podejmuj takie by dawały Ci spełnienie. I nie krzywdziły innych.
Cóż, wyszedł mi przydługi wstęp. Na usprawiedliwienie powiem tyle, że dziś kończę 40 lat i czuję, że żyję w zgodzie z samym sobą. Że idę tam gdzie chciałem zawsze iść ale nie byłem w stanie podjąć decyzji, zmienić czegoś. Na jakiś czas zaprzepaściłem swoje marzenia z dzieciństwa, pomysł na życie, który kiełkował w mojej głowie wraz z pierwszymi wersami przygód Dzikiej Mrówki (znacie?). Dopiero 8 lat temu zdałem sobie sprawę, że za parę lat może i będę kasiastym gostkiem na stanowisku, ale to co robię nie będzie na pewno zgodne z tym co chciałbym robić w życiu. Z tym co sprawiłoby, że byłbym szczęśliwy. Zmieniłem wszystko. Dosłownie.
Tak samo jak Jenna i Guillaume Spesard. Ona – asystentka producenta w studio filmowym. On – inżynier w fabryce motocykli. Para z USA. Zostawili swoje stare życie by spełnić marzenia życia: zostać dziennikarzami podróżniczymi. Teraz już wiecie dlaczego napisałem na początku tego wpisu, że są mi bliscy? Aby pisać o podróżach trzeba być w podróży. Aby być w podróży trzeba… No właśnie. Nie, nie trzeba tracić kasy na hotele i przeloty. Można zabrać swój dom ze sobą. Tak właśnie wygląda życie tej pary z USA. Za samochodem ciągną swój dom. Prawie tak jak w Kronikach portowych! W międzyczasie piszą bloga, piszą do magazynów i gazet, prowadzą szkolenia z tego jak budować domy na kółkach. Budowa jeżdżącego domku kosztowała ich rok pracy i ok. 30 tys USD. Nim się zdecydowali, spotykali się z ludźmi, którzy już podjęli decyzję budowy takiego małego domku. Okazuje się, że w USA jest cały ruch fanów i wielbicieli życia bez długów, bez uwiązania do miejsca. W ciągu pierwszych 6 miesięcy od wyruszenia z Kalifornii przejechali 11 tys mil. I czują się szczęśliwi, spełnieni.
Cóż, a teraz niech każdy zrobi sobie test: stanie przed lustrem i zapyta samego siebie co tak naprawdę chciałby w życiu robić. I nie ważne co to będzie. Jeśli to rzeczywiście jest TO COŚ – wystarczy zrobić pierwszy mały krok. A potem kolejny. Powoli. Bez rewolucji. Ważne by wybrać to, co sprawi, że będziesz żył w zgodzie z samym sobą. Nie próbuj kopiować czyichś patentów na życie. To rzadko kiedy się udaje.
ps. Przygody pary możecie śledzić na stronie: http://tinyhousegiantjourney.com/ i koniecznie zobaczcie ich kanał na Youtube: https://www.youtube.com/user/tinyhousegj
(zdjęcia: Guillaume Dutilh | gd-photos.com)