To był dość spokojny rok, bez szaleństw, bez fotograficznych uniesień, rzekłbym – mocno rzemieślniczy. Przygotowałem wyjazdy, zabierałem chętnych na warsztaty fotograficzne, poczułem zew wschodu w Naddniestrzu, Ukrainie i Abchazji.
Poniższa kolekcja to w gruncie rzeczy kolekcja wspomnień, miłych uniesień i pozytywnych emocji. Kolekcja zdjęć, które najbardziej lubię bo przypominają mi o najfajniejszych chwilach minionego roku. I o ludziach, z którymi skrzyżowałem ścieżki w czasie ubiegłorocznych podróży.
Gdy wrócę do tych zdjęć za rok – chociażby tak, jak wracam zdjęć z 2014 roku – to mam nadzieję, że uśmiechnę się i powiem: ależ tam było fajnie. Bo było!
- Wyjazd na południowy zachód USA, małe miasteczka i wielkie metropolie. Szukałem miejsc by przygotować plener do warsztatów (kto ma ochotę – jedziemy w czerwcu). Muscle Beach będzie miejscem gdzie w czasie warsztatów na pewno spędzimy nieco czasu. To miejsce jest magiczne.
- Wielki Kanion Kolorado. Krupówki i krakowski Rynek w środku lata razem wzięte. Na szczęście można się odwrócić i spojrzeć przed siebie. Wówczas spokojnie, już bez masy ludzi kontemplować majestat miejsca. Jest co!
- Całkowite przeciwieństwo Wielkiego Kanionu – Bryce Canyon – cisza, spokój, zero ludzi, albo kilka osób. Wschód słońca, zimno, ale równocześnie pięknie. Przyroda USA oszałamia, poważnie.
- Chicago… I tak naprawdę, z ręką na sercu, zdjęcie to miało oddać klimat jednego z najlepszych seriali – “Walking dead”. W oczekiwaniu na kolejny sezon. Oddaje?
- Ulice i uliczki. Rodeo Drive w Beverly Hills, wielkie sklepy, małe knajpki, znane osobistości, równie znane marki, mnóstwo ludzi. Kult pieniądza, kult posiadania. Zupełne przeciwieństwo wartości, które są mi bliskie.
- Na Kubie wpatrywałem się w Hawanę i w jej zmarszczki. Głębokie, mocne bruzdy czasu, historii i ludzkich losów. Zmarszczki, których nie da się wygładzić. (Na zdjęciu pani Leda Antonia Machado i fragment muralu z projektu “The Wrinkles of the City – La Havana”, efekt kolaboracji JR i José Parlá.
- Kubańska ulica nie ma sobie równych. To żywy, spaniały, pełen pomysłów, zdarzeń, niemożliwych historii, barwnych ludzi plener. Ciesze się, że w kwietniu znów tutaj będę. Znów poprowadzę warsztaty.
- Dziwne? No dziwne. To granica. Dniestr. Oddziela Mołdawię od Naddniestrza. Dwa światy, dwa stany świadomości. Niesamowita przygoda, którą przeżyłem z dwoma kumplami i mnóstwem osób, które pomogły nam na miejscu. Dziękuję!
- – A wy kto? – My? Dziennikarze! – Dziennikarze? – No tak… – Hm, pojedli, popili, pogadali… Fajna robota! – … Pani Mirosława Raboy mieszka w kraju nieuznawany, w Naddniestrzu, w maleńkiej wiosce Słoboda-Raszkow. Ma polskie korzenie i polską duszę.
- Ścieżka zaprowadziła mnie do Suchumi w Abchazji. Przyznam, że o Abchazji nie wiedziałem nic… Dziś wiem na tyle dużo, że chcę tu wrócić. Chcę fotografować kraj i miasto – jeden z najwspanialszych, nadmorskich kurortów byłego ZSRR. Kiedyś.
- Jaskinia Nowoatońska w Abchazji… Cóż, nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Byłem zaskoczony, totalnie. Sufit na 70 metrach, ogromne przestrzenie, przytłaczające.
- Prom Odessa – Batumi to historia na osobną opowieść. Nas trzech, nieco turystów i coś z 50 kierowców TIR-ów, którzy mają trzy dni wolnego. Bez kart drogowych, alkomatów… Przeżyliśmy.
- Wojna? Jaka wojna? Odessa leży na plaży, bawi się w nocnych klubach i spaceruje zacienionymi ulicami miasta. Pije wino i uśmiecha się do innostrańców. Garniturem złotych zębów.
- Spodobała mi się Odessa, zachwyciła. Tak, wiem, to lukier, cienki, oszukany pozorami obraz miasta pełen stereotypów. Trzeba tu wrócić, poznać, spróbować zrozumieć.
- Końcówka roku na Malediwach. Powoli się przyzwyczajam do corocznych wyjazdów na Malediwy :). Było pracowicie, zabawowo, podwodnie, czasem wietrznie. I powiem Wam – niebieski uspokaja!