Czy kilkaset wykonanych fotografii to dla fotografa wystarczający “dowód na istnienie”? Fotografie ludzi z różnych indyjskich kast, zamrożony, cudowny świat Antarktydy czy ostatnie dni Saddama Husseina – to wystarczy by odpowiedzieć na pytanie?
Jim Lo Scalzo zadaje te i inne pytania, próbując doszukać się odpowiedzi: co tak na prawdę jest dla nas jakimś namacalnym, kwantyfikowanym dowodem na nasze istnienie, pracę, twórczość. I jaką cenę płaci fotograf, który podróżując po całym świecie fotografuję i biedę i bogactwo, i radość i rozpacz, i miłość i nienawiść. Czy może stać obok tego, z boku, naciskając jedynie spust migawki? “Evidence of My Existence” udowadnia, że nawet wówczas gdy jesteśmy daleko od spraw, które udało nam się utrwalić na fotografii już na zawsze będziemy z nimi związani. Czy to sercem czy rozumiem. “Podróż to nałóg, pragnienie…o tak, to nałóg. Jest tym co fotografujący podróżnicy, fotoreporterzy czują przed, w czasie i po wykonaniu swojej pracy”. Nienasyceniem.