Kolory Islandii są nie do podrobienia. Są niesamowite. I wiem, że to banał, ale…

Pamiętam jedno z pierwszych zdjęć, które pokazałem po pierwszej wyprawie na Islandię w 2012 roku. Była droga, szaro – brązowa lawa, góry w tle, chmury w kolorze kawy z mlekiem. Środek tego krajobrazu przecinał pas światła. Oświetlał dokładnie zielony fragment ziemi, prostopadły do drogi. Zielony, ale jak zielony! Toż to była orgia zieleni, żółci, łapała za oczy niczym kolorowe markery, którymi adepci prawa podkreślają strofy Kodeksów by w końcu wykuć je na blaszkę. Zieleń była nieprawdziwa. Bo nie ma takiej zieleni. Nie ma jej w Polsce, Australii, nie ma w Afrycie ani w USA. Taka nienaturalna zieleń jest tylko na Islandii. I nikt kto zobaczył to zdjęcie nie chciał mi wierzyć.

Zapraszam na warsztaty fotograficzne na Islandii w lipcu. Szczegóły, zgłoszenia – tutaj

Potem były kolejne wyjazdy, doszły kolejne kolory: czerń plaż południa, nierealna zieleń mgieł zatoki lodowcowej i równie nierealny błękit brył lodu. Chemicznie żółte, brązowe i siarkowo – żółte wyziewy z wnętrza Matki Ziemi i niewielkie oczka  wodne o kolorze szafiru. Wrzos zimowego nieba i nierealnie czerwone smugi wschodzącego słońca na krzywiznach chmur. Cała tablica Mendelejewa kolorów. Widziałem je wszystkie.

I któregoś dnia pomyślałem, że zdejmę je z Islandii. Zedrę kolor, pokażę tylko to co kryje się za nim: formę, ruch, fakturę.

Zdjęcia na długich czasach naświetlania wykonałem przy użyciu filtra Hitech IR ND 3.0 Pro Stop 10 

Strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.