Pamiętam jak przyjechał. Pudełko otwierałem wręcz w nabożnym nastroju… Mój Pierwszy Aparat Cyfrowy. Był czerwiec 2006 roku. Zdecydowałem się na Nikona D200. Kosztował wówczas… fortunę, przynajmniej na moja kieszeń. W lodówce lażakowało jeszcze nieco slajdów Fuji Velvia 50 i negatywów Kodak ProFoto 100 i czarnobiałych Ilfordów – głównych materiałów, na których fotografowałem. Na półce leżał analogowy Nikon F100
Cyfra miała być i antidotum na koszty (zakup i wywołanie jednej rolki sjadów kosztował wówczas ok. 50 zł. 100 rolek… sami policzcie) i dać możliwość sprawniejszego fotografowania, łatwiejszej korekty błędów. Na bieżąco. Wówczas myślałem jeszcze, że może te ważniejsze rzeczy będę fotografował na slajdach moim niezawodnym Nikonem F100. A inne – cyfrą, mniej szlachetną. Cóż, od tamtego czasu nie naświetliłem ani jednego filmu. Analog wrócił do pudełka i dziś leży tam sobie, dzielnie. Nigdy go nie sprzedam, nie oddam, dzięki niemu przeżyłem mnóstwo fotograficznych przygód. To nim, 2 lata wcześniej, wykonałem pierwszy materiał z Australii, który wylądował w polskie edycji National Geographic. A po nim drugi.
Na pierwsze zdjęcia (bo te z sypialni, gdy leżałem ze swoim nowym nabytkiem i czytając manual próbowałem zrozumieć o co w nim chodzi) postanowiłem zrobić w czasie zawodów kajakowych na torze kajakarstwa górskiego w Krakowie. Szykowała się impreza rangi europejskiej, był pretekst.
(ps. fotografowałem w formacie JPEG, wówczas jeszcze nie rozumiałem co to znaczy RAW…)