Pierwszy w Małej Fatrze plener fotografii krajobrazowej, połączony z warsztatami obróbki zdjęć w Adobe Lightroom odbył się prawie cudem. Cudem była nie tyle pogoda (o pogodzie będę pisał nieco więcej gdy zabiorę się za relacjonowanie pleneru z Gór Izerskich) co sam fakt, że w ogóle udało nam się pojechać: znaleźć kwaterę, wbić się do pizzerii i coś zjeść i w końcu jakoś przeżyć bez kwarantanny. Cóż, do trzech razy sztuka – po warsztatach street photo w Berlinie i reportażu w Grabarce, wszystko wskazywało na to, że się nie uda. A jednak.
Pierwszą miejscówkę – szczyt Wielkiego Rozsutca, „słowackiego K2”, cząstki Dolomitów na ziemi naszych sąsiadów, zdobyliśmy nie bez trudu. Pogoda jakoś nie mogła się zdecydować i w końcu, gdy rozłożyliśmy sprzęt – niczego nie było widać. No może jedynie cyferblat zegarka, który nieubłagany wskazywał, że do zachodu słońca… Właśnie, kwadrans, zostało kilkanaście minut! A my we mgle, totalnie odcięci. I wówczas wydarzył się cud, po którym wszyscy uwierzyli w historię Mojżesza i Morza Czerwonego. Rozstąpiły się chmury, na kwadrans, no może 20 minut. I niczym w malignie fotografowaliśmy, prawie na oślep. Bo co to jest te kilkanaście minut, skoro dookoła same świetne panoramy…
Z Chlebem, kolejnym szczytem Małej Fatry – jednym z najciekawszych widokowo – wiązaliśmy ogromne nadzieje. Miał być mega zachód słońca, i wschód, dzień później. Wcześniej Aneta z Adamem wyeksplorowali nową miejscówkę na wschód, więc zerwaliśmy się rano i pojechali. Tym razem bez podejścia, samochodem, jak szlachta. Było jedynie sto metrów do przejścia. I widok na morze chmur był, rozłożysty. Chmury, te w dolinach, nisko, miały nam też towarzyszyć na Chlebie, o zachodzie. Zaczęliśmy więc naświetlać na długich czasach, panoramować, aż do chwili, gdy słońce zaczęło kryć się za chmurami, za Wielkim Krywaniem.
Kolejny poranek był magiczny, prawdziwie magiczny. Chleb jest bez wątpienia drugim obok Wielkiego Rozsutca szczytem, oferującym naprawdę wspaniałe, rozległe widoki i możliwość fotografowania przynajmniej w kilku ujęciach.
A teraz? Teraz zima i kultowy już plener na szeroko rozumianym Podhalu, tuż po Nowym Roku.
Bardzo dziękuję świetnej ekipie: Ewie, Katce, Anecie, Robertowi i Adasiowi, cieszę się, że udało nam się wyjechać!
A Was zapraszam do naszej wirtualnej galerii fotografii z pleneru. I do chwalenia się własnymi fotografiami na naszej grupie “Fotografowanie w podróży“.
Fotografie Ewy Starzyk
Fotografie Adama Jeżewskiego